Sprawa z Hołkiem składa się z co najmniej trzech oddzielnych problemów.
1. Sprawa ta wykazała ponad wszelką wątpliwość, że pomiar z takiego rejestratora można wsadzić miedzy bajki. Oczywiście przekłamanie będzie tym większe im większa będzie odległość i prędkość itp. itd.
Więc nie ma też co histeryzować, że przy jeździe np. 70 po mieście rejestrator wykaże 110
Natomiast oczywiście jest ryzyko, że mając 95km/h w obszarze zabudowanym rejestrator pokaże 105km/h i wtedy w świetle obowiązujących przepisów mamy problem. Jednak jest proste rozwiązanie na jego uniknięcie - jazda zgodnie z przepisami, wtedy nie ma o czym dyskutować
Jednak wszystkie przypadki moich znajomych wskazują jednoznacznie, że takie nieoznakowane radiowozy nie bawią się w łapanie kogoś kto jedzie zgodnie z przepisami. Wszyscy oni zrobili jakąś głupotę w postaci wyprzedzania na ciągłej lub po wysepce, przejechania na czerwonym itp. itd, a przekroczenie prędkości było tylko dodatkiem (bo zazwyczaj wiąże się z innymi wykroczeniami) i nie było to 10 czy 20 km/h. Oni zawsze czekają na jakiegoś jelenia i jadą za kimś kto porusza się znacznie szybciej niż powinien.
2. Przykład Pana Hołka pokazuje znacznie większy i poważniejszy problem, że prawo nie jest równe dla wszystkich. Przeciętny kierowca ma znacznie mniejsze szanse na swoją obronę. Mierne szanse na utajnienie procesu, ze względu na dobro prywatne, a i konsekwencje w przypadku skazania będą wyższe. Moim zdaniem taka osoba jak pan Hołowczyc powinna zostać ukarana surowiej niż przeciętny kierowca właśnie ze względu ja jego zawód, wyższą świadomość oraz udział w kampaniach przeciw piractwu drogowemu.
Już z pewnością proces nie powinien być utajniony.
3. Niewiarygodna hipokryzja człowieka. Hołek zachował się tutaj jak rasowy polityk odwracając uwagę od prawdziwego problemu, matacząc i kłamiąc, a wszystko poszło tak na prawdę tylko i wyłącznie o jego prywatę. On z tym swoim uśmieszkiem na twarzy opowiadał jak to jechał góra 100-105km/h. Na dodatek jak sam przyznał rozpędzał się jeszcze na terenie obszaru zabudowanego (na jego końcówce) i pewnie jeszcze na nim przekroczył prędkość o co najmniej te 50km/h. Wszystko pewnie rozbiło się tak na prawdę o punkty. Jeśli wówczas nie miał czystego konta, a te 10 punktów powodowałoby utratę prawka (a gdzieś czytałem, że tak właśnie było ale pewności nie mam) to nie miał nic do stracenia. Tylko, że jeśli tak było, to teraz sąd powinien był zabrać mu na rok uprawnienia. A wszystko to człowiek, który jest twarzą tv promującą bezpieczną jazdę i różnie nazywających ludzi którzy za szybko jeżdżą.
Smutne jest to, że, w całej tej sytuacji, jak mi się wydaje, większość dostrzega tylko problem błędnego pomiaru. Dlaczego, bo widzi w tym swoją szansę w razie wpadki. Jeszcze raz pytam, ile znacie przypadków osobiście, że ktoś nie przekroczył dozwolonej prędkości, a policja zaserwowała mu mandat, a już szczególnie z nieoznakowanego radiowozu ??