Tak się zbierałem i zbierałem aż wreszcie popełniłem kolejną część.
Minęło już kilka chwil odkąd wlaliśmy do silnika naszego testowego samochodu ceramizer. Oprócz czasu minęło także trochę kilometrów i mogę podzielić się już pierwszymi subiektywnymi i mierzalnymi wnioskami.
Biorę zatem do łapy opakowanie po specyfiku i przypominam na co miał ów środek zdaniem producenta pomagać:
1. Regeneruje powierzchnię tarcia silnika.
2. Zmniejsza zużycie oleju.
3. Zmniejsza zużycie paliwa od trzech do nawet piętnastu procent.
4. Zmniejsza uciążliwe wibracje i hałas.
5. Pozwala w większości przypadków uniknąć kosztownych napraw.
6. Utwardza i podwyższa odporność na zużycie trących o siebie elementów silnika.
7. Zabezpiecza i chroni trące się powierzchnie na co najmniej 70 tyś km
8. Zwiększa ciśnienie sprężania.
9. Ułatwia rozruch.
10. Zwrot niewielkich nakładów finansowych poniesionych na zakup już po 1-2 tyś km.
Oczywiście odnieść mogę się wyłącznie do punktów które faktycznie można zmierzyć, albo subiektywnie odczuć w czasie jazdy, zatem analizę będę prowadził wyłącznie w wybranych punktach.
Zmniejszenie zużycia oleju:
Jak już pisałem, mój samochód jest niestety paliwożerny i wiele w tej materii się nie zmieniło. W czasie przejechanych ponad 3 tyś km średnie zużycie oleju na tysiąc kilometrów wyniosło około 200ml. Ci, którzy czytali poprzednie wpisy mogą powiedzieć „ale jak to, przecież wcześniej brał około 100 więcej!?”. No i prawda, brał więcej, ale pomiarów dokonywałem w czasie gdy było zdecydowanie cieplej, gaz w podłodze także był znacznie częściej niż zimą i myślę, że jak wrócą temp oscylujące w okolicach 20 stopni na plusie, znajdzie się brakująca setka
Sprawdzenie ile oleju wlazło z kolejną dolewką nie jest wyczynem karkołomnym, dlatego też sprawa będzie w dalszym czasie monitorowana.
Zmniejsza zużycie paliwa od trzech do nawet piętnastu procent:
Cóż mogę powiedzieć. Faktycznie spalanie spadło, lecz i tutaj warunki pogodowe mogą być wyjaśnieniem. Jak zapewne wielu wie (i pewnie wielu nie wie) nasz pojazd testowy jest zapalniczką, czyli mówiąc wprost – jeżdżę na podtlenku LPG. Podawanie benzyny zmienia się w podawanie gazu w momencie gdy temperatura silnika osiągnie 55 stopni. Zimą trwa to dłużej niż latem, zatem najzwyczajniej w świecie jeżdżąc na krótkich odcinkach praca-dom i odwrotnie dłużej jeździmy na benzynie a krócej na elpedzi. Zazwyczaj na jednym zbiorniku LPG przejeżdżaliśmy dystans około 300-330km. Teraz średnia wynosi 375,2km. Średni wynik jest zatem radyklanie wyższy! Czy utrzyma się latem – wątpię. Ale i to przecież wyjdzie w praniu
Chociaż nie ukrywam, że chciałbym się pozytywnie zdziwić
Zmniejsza uciążliwe wibracje i hałas.
Subiektywnie nie słyszę absolutnie żadnej różnicy. Samochód zawsze chodził dosyć cicho, zwłaszcza na benzynie. Mogę ewentualnie słyszeć większe hałasy, ale to albo kwestia przewrażliwienia, albo co raz bardziej zużytych opon. Na pewno nic nie zmieniło się ka korzyść.
Zwiększa ciśnienie sprężania:
Cóż… Tutaj absolutnie chylę czoła. Spodziewałem się poprawy wyłącznie na jednym najbardziej kulejącym cylindrze, ale wstały wszystkie o +/- 1 bar! Tutaj nie ma mowy o żadnych ale i nie ma także mowy o żadnych smoleńskich teoriach spiskowych. Fakty są faktami. Poniżej prezentuję wzrosty na kolejnych cylindrach:
11,4 -> 12,1
10 -> 11
10,8 -> 12
11,5 -> 12,5
Ułatwia rozruch:
Sprawa z ułatwieniem rozruchu także jest skomplikowana, ponieważ można ocenić ją czysto subiektywnie. Umówmy się, że silniki benzynowe z natury nie mają problemów z zimowym rozruchem. Owszem, akumulator w moim samochodzie przeżywa prawdopodobnie już swoją ostatnią zimę, ponieważ przy -15 rozrusznik kręci już „tak sobie” ale fakt jest taki, że poprzedniej zimy było podobnie i w obawie o odpalenie auta rano odłączyłem na pewien czas wzmacniacz, żeby było troszeczkę lżej. W tym sezonie nie ma co się oszukiwać, zima jest chociaż trochę zimą i pomimo faktu, że w bagażniku wylądował kolejny wzmacniacz (oprócz tego, który już tam był) oraz inne duperele które również brały prąd już od startu, oraz pomimo niższych i dłużej utrzymujących się niesprzyjających temperatur silnik zawsze palił za pierwszym podejściem. Nie powiem, że zawsze ochoczo i radośnie, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że samochód mógłby nie zapalić. Czy wzmacniacze coś zmieniają, tego szczerze mówiąc nie wiem. Nie było natomiast sytuacji kiedy przez myśl przeszła mi konieczność ich odłączenia.
Myślę, że na podsumowanie i jednoznaczną opinię po przejechaniu zaledwie kilku tysięcy kilometrów jest jeszcze zbyt wcześnie. Jeżeli natomiast miałbym wysnuwać jakiekolwiek przypuszczenia, to moim zdaniem oprócz faktycznego wzrostu ciśnienia sprężania, nic specjalnego się nie wydarzyło.