Ma sporo racji - do pewnego momentu. Później przekracza granicę praktyki i absurdu i zaczyna pierniczyć jak potłuczony ;x
Fakt, jesteśmy dużo bardziej narażeni w kolizjach drogowych i musimy myśleć za siebie i za innych - ale to nie powinno oznaczać, że mamy zatrzymywać się na zielonym, bo a nuż ktoś jedzie; przepuszczać wszystkich z podporządkowanej, żeby nam nie wyjechali; ustępować ludziom stojącym na STOPie; a na widok nadjeżdżającego samochodu najlepiej zjeżdżać na pobocze, by przeczekać.
Bo jeśli tak to ma wyglądać, to na cholerę te wszystkie przepisy, znaki i światła, których kazano nam się uczyć?
Ogólnie za większość wypadków odpowiada jednak nasza, hm, polska natura. Zawsze musimy mieć rację, zawsze wiemy lepiej. Tu nie ma sensu jechać 50km/h, bo jest dobra droga, tu się nie ma po co zatrzymywać, i tak nic tędy nie jeździ, a w ogóle jak się nie wepchniesz na chama to nigdzie nie dojedziesz, bo cię nikt nie wpuści.
Gdy jazda po drodze publicznej zamienia się w wojnę między ciągle spieszącymi się kierowcami, to cóż.. muszą być ofiary. I przegrywa zazwyczaj ten, co ma mniej kół i mniej blachy dookoła..
Ale zmienianie całej filozofii jazdy według przepisów też niczego nie załatwi - zaczniemy hamować na zielonym czy przed krzyżówkami będąc na głównej, to nam bardzo szybko ktoś w tyłek wleci swoim klekotem
No, to moje trzy grosze.