-MisieK- pisze:szymekdan pisze:Co innego instruktor (Arek), który mi osobiście przekazał kilka ważnych informacji co do "bycia motocyklistą", techniki prowadzenia motocykla i to on właśnie namawiał mnie na litra, szczerze odradzając 600tkę.
Kurde pierwszy raz słyszę aby ktoś dawał taką radę
Ja wiem, że jak ktoś śmigał na 125 to nabrał już jakiegoś doświadczenia na jednośladzie w ruchu miejskim i może całkiem sprawnie i szybko ogarnąć większy sprzęt, ale bez jaj.
(...)
Nie wyraziłem się precyzyjnie... od samego początku jak tylko pojawiłem się na placu zaznaczałem, że interesuje mnie motocykl
turystyczny, żaden ścigasz, żaden enduro, żaden cross itd. (przepraszam właścicieli takich pojazdów!!! Po prostu taki jest mój sposób na bycie motocyklistą
). Gdyby chodziło o ścigacz to z całą pewnością nie zaproponowałby mi litra bo to potrafi mieć ze 200KM. Natomiast turystyk litrowy ma właśnie około 100 KM, oczywiście mniej więcej. Teraz jeżdżę VFR 800, wersja poniemiecka (około 98KM) i jestem szczęśliwy, że nie kupiłem 600tki bo rzeczywiście szybko bym się znudził. Jaki jest VFR 800 Fi nie muszę nikomu opowiadać a w porównaniu do turystycznej CBF 600 to jednak znaczna różnica,nie tyle mocy co momentu obrotowego (bo o to mi głównie chodziło aby moto ciągnął od samego dołu).
Niemniej to tylko jedna z cennych porad Arka. Druga, ściśle związana z egzaminem ale nie tylko, to była jazda z prędkościami około 3-5 km/h, praktycznie przez cały czas na placu, na półsprzęgle oczywiście. Dla wieloletnich motocyklistów może to się wszystko wydawać śmieszne ale dla kogoś kto przesiada się z 125cc to są naprawdę cenne rady i cenne umiejętności wyniesione z takiej jazdy. Przydało się w czasie egzaminu na placu, gdzie obroty motocykla były ustawione wyżej niż tego motocykla na jakim się uczyłem i gdyby nie umiejętność jazdy na półsprzęgle to nie zrobiłbym żadnej ósemki, o slalomie wolnym nie wspomnę.
Tak sobie pozwoliłem poczytać opinie o innych szkołach w Opolu (Dakar, Mistrz itd.) i jakoś nie doczytałem się aby komukolwiek proponowano jazdę z minimalną prędkością na półsprzęgle. Słyszałem natomiast (nie z tego forum ale pocztą pantoflową) o instruktorach bardzo szanowanych OSK, w których instruktor nie bardzo interesował się błędami kursanta, na zasadzie "rób ósemki" a kursant 2 godziny robił ósemki, nie ważnę że źle, bez sprzęgła, ważne że instruktor miał święty spokój dwie godziny. U mnie nie było takiego czegoś. Jak tylko pozwoliłem sobie na nieco szybszą jazdę od razu słyszałem pytanie "nie za szybko?" i zwalniałem. Jak wspomniałem wcześniej, uratowało mi to tyłek na egzaminie (zdałem za pierwszym razem i nie musiałem zwalać na "zimny silnik" czy włączone ssanie i za szybkie obroty... nie miało to dla mnie żadnego znaczenia a miałem wyraźnie większe obroty na egzaminie niż w OSK). Do tego znacznie poprawiło to moje umiejętności utrzymania równowagi przy minimalnych prędkościach.
Reasumując, trafiłem do marnej jakości szkoły, z beznadziejnym placem ale za to bardzo doświadczonym instruktorem (aktywnym motocyklistą!), który zrobił co tylko mógł aby mi przekazać właściwą wiedzę i nie bał się wytykać moich błędów (a jestem od niego o ładnych kilka lat starszy). Ja to wszystko wykorzystałem jak się dało i efekt uważam za bardzo udany. Tak więc moje zdanie na temat tego co do tej pory w tym wątku przeczytałem: wolę się uczyć w gównianej szkole, w spartańskich warunkach ale z instruktorem, któremu zależy na przekazaniu wiedzy i umiejętności niż chodzić do genialnej szkoły, z zaje***ymi motocyklami i idealnym placem, gdzie instruktor ma wy****ne na to co i jak robi kursant... bo efekt jest taki jak czytałem nie raz: "bo motocykl jechał ponad 12km/h a nie do 9 jak w OSK" - to efekt błędów w szkoleniu a nie błąd kursanta. W OSK ma być trudno, żeby na egzaminie było łatwo a nie na odwrót...
... nie żebym zmienił swoje zdanie na temat BLU, bo nie zmieniłem. Dalej uważam, że właściciel BLU robi sobie samemu bardzo negatywną robotę. Niemniej ma rewelacyjnego instruktora...
Przy okazji napiszę coś o egzaminie w WORD Opole dla tych, którzy nie mieli tyle samozaparcia aby przeczytać tego mojego wywodu na
jednosladem.pl bo trochę dziwnych żali też się tutaj pojawiło. Egzamin u mnie wyglądał w taki sposób:
Przyszedłem na stanowisko nr 7 (jedyne przystosowane do zdawania na A*). Przywitałem się jak człowiek i zostałem przywitany jak człowiek. Byłem poubierany w "profesjonalne" spodnie, kurtkę i buty, więc ochraniacze miałem z głowy, cała reszta bez zmian: kask, kamizelka odblaskowa... i po krótkiej chwili zostałem bardzo uprzejmie zaznajomiony z całością egzaminu (co, gdzie, jak) pomimo tego, że podobno egzaminator nie ma obowiązku tego robić... ale zrobił.
Przed każdą konkurencją byłem dokładnie informowany o tym co mam zrobić, w jaki sposób więc nie było możliwości tego spieprzyć inaczej niż przejechanie po linii, jazda za szybko (właśnie! - czytaj wyżej o jeździe z minimalną prędkością na półsprzęgle!). Miałem przygodę na wolnym slalomie, z którego w połowie pierwszego podejścia zjechałem bo miałem wybór: przerwać podejście albo się nie zmieścić w następną bramkę i przywalić w słupek... zjechałem w połowie, zająłem miejsce
dokładnie OBOK miejsca z którego powinno rozpocząć się drugie podejście (było za ciasno aby łukiem wjechać bezpośrednio na to miejsce i wylądowałem około metra z boku)... zostałem poinformowany, że mogę bezkarnie przejechać sobie ten slalom w ramach dokończenia pierwszej próby (a tak naprawdę egzaminator dał mi do zrozumienia, że jak nie czuję motocykla to mam możliwość go teraz sobie wyczuć). Nie skorzystałem z propozycji i poprosiłem od razu o drugą próbę (nie dlatego e jestem taki głupi ale byłem w szoku że dostałem taką propozycję!). Szok był o tyle większy, że byłem zmuszony zejść z motocykla, przetoczyć go do tyłu i przeparkować na miejsce obok... niby nic nadzwyczajnego ale to był egzamin a ja wcześniej się nasłuchałem o tych egzaminach w Opolu (...). Żadnego komentarza, po prostu przeparkowałem motocykl na właściwe miejsce i przygotowałem się do drugiego podejścia. Dwa kolejne przejazdy bezbłędnie, później zostały te szybkie rzeczy. Omijanie przeszkody okazało się dużo prostsze niż w OSK, bo okazało się że w OSK przeszkoda jest sporo szersza (żeby było trudniej!) więc minięcie przeszkody na egzaminie było niemal jazdą na wprost. Jazda po mieście to po prostu przejażdżka z odpowiednimi prędkościami, pomniejszonymi o 5km/h. Oczywiście przejażdżka dlatego, że jestem wieloletnim kierowcą innych pojazdów więc zasady ruchu drogowego nie są dla mnie żadną zagadką. Co innego jak ktoś robi A nie mając żadnej innej kategorii... tyle jeśli chodzi o egzamin w Opolu. Motocykl był o niebo lepszy niż to co miałem w OSK a stopień "równości" podłoża po prostu mnie zaskoczył, był aż za dobry w porównaniu do tego co miałem w OSK. W OSK krzywe betonowe płyty betonowe a na egzaminie idealnie równy asfalt i idealnie dopompowane koła w motocyklu - w OSK nie były i pozwalały mi na wyhamowanie nieco moto bez używania hamulca. Na egzaminie to nic nie dało i pojechałem za szybko na slalomie wolnym - stąd pierwsze podejście nieudane. Później poprawka na ten fakt i poszło dobrze.
Jak ktoś jest zainteresowany szczegółami, jak to wszystko wyglądało w moim przypadku (od momentu "zapragnięcia" kategorii A, do momentu złożenia wniosku o wydanie nowego prawka do wydziału komunikacji) to zapraszam na
jednosladem.pl. Zdawałem 15 września 2016 roku więc to świeży temat i na pewno coś dla siebie kandydat na kierowcę sobie znajdzie. Uczcie się na moich błędach
Sorki że taki esej wyszedł ale chciałem przekazać zainteresowanym jak najwięcej cennych informacji.