2015 - Filip i Junak w służbie ojczyźnie 11.06.2015

"...dzisiaj w końcu wyjechałem poza miasto!" - czyli dział, w którym możecie opublikować swoje wspomnienia i zdjęcia z motocyklowych wycieczek, tych bliższych i tych dalekich.
Awatar użytkownika
Fenek
Posty: 807
Rejestracja: 12 kwietnia 2015, 00:20
Lokalizacja: Dobrzeń

2015 - Filip i Junak w służbie ojczyźnie 11.06.2015

Postautor: Fenek » 18 czerwca 2015, 15:21

W zeszły czwartek szczęśliwy wracałem ze szkoły, bo skończyliśmy lekcje godzinę wcześniej, czyli o 13:10. Na początku szybka rundka przez centrum Opola i zmierzam do domu, jak zwykle ulicą budowlanych. Po drodze martwię się, czy jakieś samochody przede mną będą blokowały mi przejazd przez winkle. Jak ktoś jedzie motorowerem i jeszcze pomimo tego musi się za kimś wlec, to to jest naprawdę irytujące :) Dojeżdżam do zawijasa(pętla Wróblin) i gdy wjechałem na szczyt wiaduktu moim oczom ukazał się bardzo wysoki słup dymu gdzieś w okolicach Sławic lub Żelaznej. Na oko miał około 100m wysokości. Ponieważ jestem z natury ciekawskim człowieczkiem, postanowiłem pojechać sprawdzić co się dzieje. Na następnym rondzie zmieniam trasę i jadę w kierunku Makro. Gdy włączam się do ruchu, nikt nie jest na tyle blisko, żeby mi przeszkodzić, więc gaz do manetki i ogień! ;D Szybko dogania mnie kilka samochodów, więc zjeżdżam grzecznie na prawą stronę jezdni za linię ciągłą, aby ich przepuścić. Zaczyna się zjazd z mostu nad Odrą, niemal kładę się na baku i uciekam przed zbliżającą się ciężarówką. W międzyczasie wydaje mi się, że widzę w oddali płomienie. Z ciężarówką na plecach dojeżdżam do ronda koło Makro i postanawiam, że najpierw pojadę tą malutką asfaltową dróżką wiodącą wzdłuż obwodnicy. Zjeżdżam z ronda, wjeżdżam na wspomnianą dróżkę i gnam przed siebie. W kilka chwil dojeżdżam do miejsca, w którym droga skręca w lewo w pola. Tu zaczyna się mały offroad, ale nie mam zamiaru jechać powoli. Nie takie rzeczy już się robiło ^^ Droga zaczyna znowu skręcać, tym razem w prawo, a ja uświadamiam sobie, że mogę tędy nie dojechać. Szybko podejmuje decyzję żeby zawrócić, bo wiem mniej więcej którędy mogę się tam dostać. W międzyczasie ilość dymu zaczęła się zmniejszać tak bardzo, że już nawet nie było go widać. Wracam do punktu wyjścia i jadę prosto, mając po lewej salon Lellka. Po jakichś 200-300 metrach docieram do skrzyżowania i skręcam w prawo. Po 30 metrach okazało się, że droga się kończy, a wokół są tylko domki. Niech to, kolejny ślepy zaułek :/ No nic, zawracam. Przejeżdżając ponownie przez skrzyżowanie patrząc w prawo i zatrzymuję się w miejscu tuż za nim. Widzę drogę gruntową, która kieruje się mniej więcej do źródła niewidocznego już dymu. Zawracam i jadę tam. Domyślam się dokąd ta droga mnie może zaprowadzić. Off-road’owałem tak dłuższą chwilę, mijałem pola, jakieś gruzowiska i w końcu moim oczom ukazało się źródło dymu. Okazało się, że paliła się trzcina przy tutejszych stawach. Nie był to (przynajmniej już) duży pożar, ale chciałem podejść bliżej. Pomimo tego, że mogłem zobaczyć pożar, nie widziałem dojścia w tamto miejsce. Pojechałem kawałek dalej do najbliższego skrzyżowania i objechałem dookoła. Z tej strony nie było nawet widać ognia. Co ciekawe, nigdzie nie było żywej duszy! Dziwne jak na taki ogromny słup dymu. Może był widoczny tylko przez chwilę, a ja trafiłem idealnie w ten moment? Wróciłem z powrotem na drugą stronę stawów i zaparkowałem motorower przed szlabanem na wjeździe na działkę, która była obsypana po bokach 3-metrowymi wałami z ziemi. Biorę kask do ręki i idę bliżej. Byłem jakieś 150 metrów od ognia, panował upał, słońce grzało, a ja miałem na sobie bluzę, kurtkę motocyklową i jeszcze plecak na grzbiecie, ale nie chciałem marnować czasu na zdejmowanie tego wszystkiego. Docieram do końca działki i przechodzę w poprzek wyschniętą dolinkę jakiegoś malutkiego strumyczka. Przechodzę kolejne kilkanaście-kilkadziesiąt metrów łąki i zatrzymuję się. Między mną a ogniem staw, ale tak zarośnięty trzciną i innym zielskiem, że nie widać czy jest w nim woda. Wyciągam telefon w celu zadzwonienia na straż, ale wstrzymuje się, bo nie wiem, co powiem dyspozytorowi. Gdzie ja dokładnie jestem? W pobliżu są 2 albo 3 domy, z czego jeden w budowie, a w drugim ktoś zajmuje się naprawą motocykli(GMK Extreme?). Kieruję się najpierw do tego drugiego, przechodząc obok pierwszego, wokół którego ze wszystkich stron rozwieszone są tabliczki „Teren prywatny” itd. Tak, wiem. Trochę zawile opowiadam, ale nie lubię pomijać szczegółów :P Widzę numer domu, ale niestety brak nazwy ulicy =( Podchodzę do drzwi i naciskam dzwonek. Rozlega się szczekanie psa i ku mojemu zdziwieniu otwiera mi mała dziewczynka. Pytam, czy są rodzice; niestety nie. Spytałem więc o nazwę ulicy. Po chwili odparła, że ul. Żelazna, jednak do jej odpowiedzi podchodzę z dystansem. Kieruję się z powrotem w stronę motoroweru, coś wymyślę co powiedzieć. Wracam tą samą drogą i tym razem widzę tam jakiegoś starszego pana. Mówię dzień dobry i od razu pytam jaka to jest ulica. Pand niezbyt zadowolony jak widać z mojej obecności(nie dziwię się, w końcu tyle tabliczek tam było :P ) pyta co mnie to obchodzi. Wskazuję na ogień 100 metrów dalej, pytam, czy nie widzi, że się pali i wspominam o tym, że trzeba zadzwonić po straż(cały czas miałem telefon w ręku). Pan odparł, że to tylko gałęzie i trzcina się palą na grobli, że to się zaraz wypali, żeby nigdzie nie dzwonić i kazał mi pójść sobie stąd. Zgodnie z jego poleceniem idę w stronę motoroweru, ale głębiej na jego teren :P. Powtarza sentencję i uświadamiam sobie, gdzie idę i mówię, że „tam” motorower zostawiłem. W międzyczasie ogień znów zaczął się nasilać. Pan do mnie podszedł i zaczął mnie przekonywać, że to się zaraz dopali, że nie ma co siać paniki, więc chowam telefon do kurtki. Patrzyłem w stronę powiększającego się ognia oraz kolejnych dużych połaci trzciny i potakiwałem mu udając, że się z nim zgadzam. Nie wiedział, że obmyślałem chytry plan, a jego zachowanie wydawało mi się podejrzane. W końcu był przecież jedynym dorosłym człowiekiem którego widziałem odkąd tu przybyłem, a ogień nie wziął się znikąd. Wypalonej trzciny też nie było bardzo dużo, więc pożar jest dość „młody”. Powiedziałem do widzenia i wróciłem do motoroweru. Tymczasem „Pan” poszedł bliżej pożaru, ale cały czas mógł mnie zobaczyć. Ubrałem się więc, odpaliłem Junaka, ruszyłem i… zatrzymałem się 100 metrów dalej. Nie zapowiada się, aby ktoś inny wezwał straż, a ja nie chcę mieć potem niczego na sumieniu. Wyciągam ponownie telefon, tym razem od razu wklepuję 998 i czekam. Po chwili odbiera dyspozytor. Przedstawiam się, mówię, że jestem w Sławicach i tutaj są jakieś stawy w stronę odry i na nich pali się trzcina. Dyspozytor dziękuje za zgłoszenie, mówi, że zaraz wyśle tam zastęp i żegna się. Po jakiejś minucie słychać syrenę w pobliskiej remizie, a ja zdejmuję zapoconą już trochę bluzę :). Stałem na odludziu, ale w czasie rozmowy przez telefon przeszedł koło mnie jakiś człowiek, ale chyba nie przejął się zwiększającą się ponownie chmurą dymu. Byłem jakieś 200-250m od ognia, ale wszędzie dookoła można było dostrzec czarne, spalone fragmenty trzciny przeniesione przez rozgrzane powietrze i wiatr. Podjechałem znowu bliżej, ale tak, żeby „Pan” nie mógł mnie łatwo dostrzec. Po następnych kilku chwilach słychać syrenę wozu strażackiego, a po kolejnej w końcu pojawia się na horyzoncie. Mijają kolejne 2-3 minuty, zanim przyjedzie. W między czasie „Pan” zaczął gasić pożar wiadrem z wodą i całkiem dobrze mu szło. Z wozu wyskoczyło 3 młodych strażaków i jeden starszy. Młodzi wzięli sprzęt do gaszenia traw, a starszy został przy wozie. Gaszenie „Pana” szło tak dobrze, że strażakom zostało już tylko dogaszanie. Tymczasem ja porozmawiałem ze strażakiem, który został przy wozie. Opowiedziałem mu w skrócie całą sytuację i zdziwił się jak powiedziałem, że dym było widać aż we Wróblinie. Wspomniałem też o przekonywaniach „Pana” i o tym, że postanowiłem jednak zadzwonić. Strażak odpowiedział, że dobrze zrobiłem(Jest! :D). Powiedział, że ktoś to musiał podpalić i że gdyby zaczęła się palić trzcina dalej, to byłby już poważny problem, bo to, co spaliło się teraz, to zaledwie ułamek. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, młodzi adepci zaczęli już wracać z akcji, więc pożegnałem się i życzyłem strażakowi miłego dnia. Ubrałem się, tym razem już bez bluzy i w końcu bez przygód udałem się do domu. Udało się także fajnie śmignąć przez zakręty na zawijasie ;) W domu usiadłem przed komputerem i delektowałem się pitym właśnie koktajlem truskawkowym. Przynajmniej tym razem jakieś miłe powitanie :P
A tu dowód ;) https://psp.opole.pl/baza-interwencji/27624182108301/
Obrazek
Obrazek
Ostatnio zmieniony 07 listopada 2015, 22:02 przez Fenek, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
-MisieK-
Posty: 1776
Rejestracja: 12 lutego 2015, 08:38
Lokalizacja: OB

Postautor: -MisieK- » 18 czerwca 2015, 15:27

Ty konfidencie :mrgreen:
Mówi Ci dorosły, że wszystko pod kontrolą i żebyś sobie poszedł to czemu nie posłuchałeś, ech Ci młodzi :P

:wink:
Simson SR50 B4->S51/1 E/2->KTM Duke 125->Kawasaki ER-6n->
->Triumph Street Triple R Matte Phantom Black
Obrazek

Awatar użytkownika
virus
Posty: 485
Rejestracja: 08 kwietnia 2009, 20:07
Lokalizacja: Tarnów Op.

Postautor: virus » 18 czerwca 2015, 15:44

Za dobre sprawowanie :wink: to trzeba było wpaść do chłopaków gmx-extreme na browara chociaż. :wink: ewentualnie na mleko :wink:

Awatar użytkownika
Fenek
Posty: 807
Rejestracja: 12 kwietnia 2015, 00:20
Lokalizacja: Dobrzeń

Postautor: Fenek » 18 czerwca 2015, 15:49

No właśnie tam nikogo dorosłego nie było :P


kuchnie Ruda Śląska

Wróć do „KOCHANY PAMIĘTNICZKU...”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika