2012 Rumunia (05.07-10.07)

"...dzisiaj w końcu wyjechałem poza miasto!" - czyli dział, w którym możecie opublikować swoje wspomnienia i zdjęcia z motocyklowych wycieczek, tych bliższych i tych dalekich.
Awatar użytkownika
Puzon
Posty: 263
Rejestracja: 17 września 2009, 11:59
Lokalizacja: Szczedrzyk

2012 Rumunia (05.07-10.07)

Postautor: Puzon » 03 kwietnia 2013, 23:43

To i ja się pochwalę jedną z kilku polatanek po świecie.
Dzień 1 (05.07.2012)
Godzina 2.30 dzwoni budzik nie mam problemu ze wstaniem ponieważ położyłem się tuż po północy ale oka nie zmrużyłem nawet na chwilę. Kawa, kanapka potem toaleta poranna, hehe następnie wstępne ubieranie i montowanie bagaży (fajnie słychać w nocy rzepy mocujące sakwy). Zbiórka zaplanowana „pod Dziadem” o 4.00. O 3.58 melduję się na wyznaczonym miejscu zaraz po mnie przyjeżdża Michał na Krzyśka czekamy jeszcze 30 minut . Jest i Polakko więc strzelamy fotę i ruszamy w trasę kierunek Cieszyn.
Obrazek
W Cieszynie tankowanie motocykli pod korek i w drogę dalej przez skrawek Czech na Słowację. W Słowacji nawigacje prowadzą nas przez jakieś dziwne drogi i objazdy. Jechaliśmy przez jakieś osiedle z miejską prędkością 60-80 km/h i w pewnym momencie zauważyłem że 1m przed kołem jest garb zwalniający taki co ma ok. 1.5m szerokości nic już nie mogłem zrobić jak wybić się z progu jak A. Małysz, nie mierzyliśmy ale odległość była imponująca a i noty za lądowanie wysokie bo utrzymałem się na kołach(z trudem). Krzysiek widząc co się dzieje przynajmniej lekko hamował i wstał na podnóżkach ale też solidnie przytarł aż kolor fioletowy z kostki został mu na centralnej stopce. Ponoć krzesałem zajebiste iskry które było widać w pełnym słońcu,hehe. Dalej już spokojnie ale traciliśmy czas na zakup winiet jak już wytłumaczyliśmy na stacji co chcemy to Słowaczka powiedziała że na moto nie trzeba , wróciliśmy na trasę. Gdzieś na Słowacji zjedliśmy jeszcze śniadanie i bezproblemowo dotarliśmy do granicy Węgierskiej.Obrazek
Obrazek
Zakup winiety i w drogę, gdzieś pomiędzy Miscolc-em a Debrecenem dała znać o sobie nieprzespana noc plus do tego niesamowity upał padłem na trawnik z butelką mineralnej aby odpocząć i uzupełnić płyny w organizmie. Polakko wskrzesił mnie do żywych twisterem (ten to się zna na lodach,hehe). Pomknęliśmy do granicy Rumuńskiej i Oradei . Minęliśmy Oradeę i kierowaliśmy się na miejscowość Deva gdzie po zmianie planu mieliśmy nocować (pierwotnie plan był Targu Jiu). Jadąc mijaliśmy wiele pensjonatów i moteli ale cel to cel, droga wiodła pod górę i przechodziła z dobrej nawierzchni do coraz gorszej i gorszej. Zmrok zastał nas na rozkopanej górskiej drodze na której było około 20 wahadeł, na niektórych staliśmy na niektórych miejscowe auta jechały na czerwonym a my za nimi a na niektórych to my nie zatrzymywaliśmy się jadąc na czerwonym. Trafiły nam się nawet 2 zielone światła, hehe. Gdzieś w szczytowych partiach drogi trafiliśmy na wioskę z barem i noclegami ale niestety pokoi nie było ale byli za to pijani Rumuni którzy puszczali sobie tubylczą muzę z Daci. Spotkaliśmy też kolesia który mówił po polsku i oznajmił nam że do Devy jest cały czas taka droga a o nocleg trudno bo nikt tędy nie jeździ. Podłamani i zmęczeni pojechaliśmy dalej. Po kilkunastu(chyba) kilometrach znaleźliśmy stację paliw z pokojami i barem. Michał z Krzyśkiem załatwili pokój i postój dla motocykli na prywatnej posesji właściciela stacji. Pokój, wreszcie prysznic , świeże ciuchy i do baru. Wypiliśmy po dwa piwa i poszliśmy spać bo już nam się języki plątały i rwały wątki dyskusji. Plan na dzień następny Transalpina bez precyzyjnej godziny pobudki. Dzień skończyliśmy ok. drugiej w nocy.
Dzień 2 (06.07.2012)
Tu szacun dla Michała który zrobił pobudkę ok. 6.00, szybkie pakowanie, podprowadzenie motocykli oraz ich objuczenie, smarowanie łańcuchów i w drogę przez Brad, Devę do Targu Jiu.
Obrazek
Obrazek
Droga mimo złorzeczeń okazała się już spoko. Docieramy do Devy pod kaufland gdzie wyciągamy leje z bankomatu jemy śniadanie. W Targu Jiu tankujemy motocykle i ruszamy do Novaci skąd bierze początek droga 67C zwana Transalpiną. Umawiamy się jeszcze na dotankowanie na stacji za jakieś 15km aby bez problemu dotrzeć do końca trasy. Ruszamy słynną transalpiną z rogalami na ryjach. Droga zasrana przez krowy w niespotykanej skali jak do tej pory i ten smród tego całego gówna. Jest jakaś wioska z dystrybutorami ale to po 5km a 15 to 15 więc tylko je minęliśmy i w górę w górę. Zaczęły się zakręty, winkle, zakrętasy. Na jednym z winkli Polakko zjeżdża z drogi na pobocze aby strzelić kilka fotek . Zjechał i nagle jeb na glebę razem z moto, Michał pomaga mu podnieść motocykl, moto już stoi ale jakoś takie lżejsze. Efekt upadku popękane prawe lusterko i urwany set kierowcy (też prawy). Olaboga faken szit co robić, Krzychu przekłada set pasażera do przodu i jakotako to wygląda najważniejsze że da radę dalej jechać choć stopka się składa kiedy chce.
Obrazek
Jedziemy dalej zdobywać szczyt. Temperatura otoczenia spada dość znacznie a naszym oczom ukazują się zajebiste krajobrazy. Nie wiem jak reszta ale ja jechałem z gęsią skórką na ciele (nie z zimna), potęga tych gór zapierała dech i powodowała jakiś taki dziwny lęk (nie wiem jak to opisać). Zrobiliśmy kilka przystanków na fotki w czasie których Krzysiek dopytywał innych motocyklistów o set .
Obrazek
Obrazek
Po tych wszelkich doznaniach jedziemy po zakrętach winklach i zakrętasach w dół. Jakieś szutrowo-asfaltowe skrzyżowanie jadę zgodnie z orientacją w terenie nagle dopada mnie Michał z Krzyśkiem że źle jadę i w ogóle nawigacja pokazuje skręt w prawo. Skoro globtroterzy wyposażeni w technologię XXI wieku mówią to nic tylko ich posłuchać. Tak oto zjechaliśmy z drogi 67C na drogę 7A prowadzącą do Brezoi. Michał wpisał po prostu cel Sibiu a ta suka nawigacja poprowadziła nas najkrótszą drogą.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Nic to jedziemy jedziemy, przed Sibiu skręt na drogę numer 1 kilka kilometrów i szukanie noclegu. Jest jakiś kompleks motel-restauracja-bar 24h/d zatrzymujemy się bierzemy pokój a motocykle parkujemy na monitorowanym parkingu za motelem razem z kilkoma motkami z Węgier. Krzychu nadal poszukuje stopki w śród motocyklistów . Pokój, prysznic, świeże ciuchy i do restauracji na obiad. Do posiłku piwko Wódeczka itp. Itd. Po wyjściu z restauracji poszliśmy pozamykać motocykle itp. Następnie nogi zaprowadziły nas do baru na kolejne piwka. Polakko został przy piwie a ja z Michałem zaczęliśmy kosztować wszelkie kolorowe trunki aż zaczęło się we łbie kręcić,hehe. Przy alkoholu przeliczaliśmy czas, kilometry i możliwości czy damy radę dotrzeć nad morze. Stanęło na tym że jak dojedziemy bez ciśnień do Pitesti to się zobaczy. Poszliśmy spać.
Dzień3 (07.07.2012)
Wstałem pierwszy o której nie wiem bo gówno mnie to obchodziło, hehe toaleta poranna itp. wtedy wstał Michał . Poszedłem po moto na tyły aby podprowadzić pod pokój co by nie tachać bagażu. W międzyczasie wstał Krzychu. Śniadanko, kawa, fotki, planowanie dnia . Motki spakowane łańcuchy nasmarowane Krzychu sprawdza olej a tu bagnet ledwo tłusty na samym końcu.
Obrazek
Obrazek
Krótka rozmowa z barmanem który kończył wachtę pytania o sklep itp. Michał zabiera bez kasku barmana i jedziemy do wsi po drugiej stronie drogi do sklepu „motoryzacyjnego” W sklepie Krzychu kupuje olej Repsol do motocykli dolewa do silnika krótka rozmowa pożegnalna z barmanem okulary przeciwsłoneczne jako suwenir dla wybawcy i w drogę.
Obrazek
Wjeżdżamy na drogę 7C zwaną Transfogarską. Jedziemy , od czasu do czasu postoje na fotki i dalej jedziemy, zakręty, winkle pięknie jest nie ma co. Dojeżdżamy do jakiejś enklawy z barami hotelem i budkami z pamiątkami w pewnym momencie Polakko pokazuje vfr-kę zaparkowaną na łące w śród namiotów po drugiej stronie małego wąwozu. Paczę a obok zaparkowana w pięknym niebieskim malowaniu „kawa” Kierownika. Rogal na pysku wielki i plan jak by się tam przedostać, po chwili naszym oczom ukazał się Kierownik więc okrzykami i machaniem rąk daliśmy znać o sobie. Kierownik zaprowadził nas do namiotu gdzie odsypiał wieczorne upojenie palinką nie kto inny tylko Arczi. Siedliśmy na trawce i gadaliśmy o wrażeniach z wycieczki podziwiając krajobrazy. Widok po wyjściu z namiotu mieli zajebisty. Strzeliliśmy kilka fotek potem porzucaliśmy się trochę śnieżkami i Arczi z Kierownikiem odprowadzili nas do motocykli aha po drodze kupiliśmy trochę prezentów dla rodzin czekających w kraju. W międzyczasie koczownicy opowiedzieli nam że ktoś im mówił o pannach opalających się topless w miejscowości Eforie obok Konstanty na co zaświeciły się oczy Michała i Krzyśka. Fotka na pożegnanie, przejazd tunelem i przystanek na tamie.Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Następnie poszukiwanie ruin zamku Drakuli. Przystanek i dyskusja czy na zamek czy nad morze( bo nie można mieć wszystkiego) w losowaniu wypadł zamek jako że jestem leniwy a wysiłek czynny fizyczny to dla mnie kara zostałem na dole pilnując bagaży a Polakko i Michał ruszyli na podbój zamku. 5 minut po tym jak ruszyli zaczęło padać a z minuty na minutę deszcz przechodził w ulewę po czym doszedł jeszcze do tego grad, pioruny i inne atrakcje związane z burzą. Po 30 minutach wrócili przemoknięci do majtek. Zamek nie został zdobyty Drakula olał wszystkich . Suszenie, przebieranie Krzychu zaczął dokarmiać wszechobecne bezpańskie psy czekoladą. Stanęło na tym że docieramy do Pitesti a potem kierujemy się w drogę powrotną szukamy motelu balujemy i w niedzielę na luzie wracamy do domu. Krzyśkowi to się nie podobało bo nie był jeszcze nad morzem Czarnym i podjął decyzję że jak już jest tak blisko to musi dojechać. Michał pojechał na moto gdzieś się przebrać a ja w tym czasie wybijałem Krzyśkowi ze łba jego plan samotnej jazdy nad morze wszelkie że sam że niebezpiecznie że jak by co to co wtedy że grupa że razem że innym razem. Wrócił przebrany w suche ciuchy Michał i zapodał żartem „ to jedziemy nad to morze” . Ręce mi opadły i wszystkie moje odwlekania Krzyśka od podróży nad morze juh strzelił.
Obrazek
Jak tak to tak ruszyliśmy do Pitesti. Jedziemy a im dalej od zamku tym mniej zakrętów po drodze gubię prawe lusterko Michał biegnie po nie i o dziwo podnosi z ziemi całe nie potłuczone okazuje się że się bolec ukręcił. W Pitesti mocujemy lusterko na resztce bolca może da radę . Kierujemy się na Bukareszt. Obwodnica tragedia po jednym pasie w każdą stronę, nawierzchnia zróżnicowana stary asfalt nowy wyższy asfalt , szuter-tłuczeń itp. itd., kilka dróg dojazdowych do Bukaresztu z pierwszeństwem na jednym z takich skrzyżowań Krzychu hamuje w ostatniej chwili. No i jeszcze smród z jakiegoś qrwa wysypiska. Mijamy Bukareszt i dzida nad morze.
Obrazek
Omijamy Konstancę i jedziemy do wspomnianego Eforie. Docieramy do miasta i z pierwszą napotkaną osobą ugadujemy nocleg z parkowaniem motocykli. Pokój przerobiony z kuchni , dwuosobowa kanapa i materac łóżkowy jako dostawka łazienka w korytarzu wspólna ale jest. Klimat jak to powiedział Michał jest zjawiskowy,hehe. Prysznic, świeże ciuchy i dawaj na plażę, piwo i coś do jedzenia. Plaża zaliczona po ciemku bez kąpieli, kebab w okienku u miłej panny która oddała nam swoje krzesło do siedzenia. Posileni idziemy na piwo, mały lokalik ze stolikami na zewnątrz no to po piwku a Michał plus jakieś kolorowanki . Po wypiciu ½ piwa Polakko zasypia na stole dopijamy piwo zamawiamy kolejne gadamy pijemy budzimy Krzycha i spać do pokoju.
Dzień 4 (08.07.2012)
Przed 7.00 wstaje Michał i idzie na plażę ja po nocnych walkach ze kurczami w nogach przenoszę się na kanapę do Krzycha. Wstajemy około 10.00. Plan przewidywał wyruszenie o 15.00 więc sporo czasu wyciągamy motki z podwórka i jedziemy na plaże cycki pooglądać. Śniadanie w przyplażowej restauracji kontakt z Michałem i na plażę.Obrazek
Obrazek
Obrazek
Cycków tyle samo co nad Bałtykiem odnoszę wrażenie że fajne cycki pracują w barach a inne są na plaży, hehe . Jednak były i wyjątki. Po kąpieli wracamy do pokoju po drodze Michał kupuje arbuza którego połowę zjadamy w przydomowym ogródku resztę dajemy gospodarzowi . Ubieramy się objuczamy maszyny pożegnanie i ruszamy jeszcze przed 15.00.
Obrazek
Obrazek
Prowadzi Polakko zgodnie z nawigacją która prowadzi nas przez miasta omijając zjazd na autostradę która powstała później niż mapa. Zawracam ekipę i po chwili mkniemy autostradą. Był to jednak tylko krótki odcinek budowanej autostrady ale zawsze to nie przez miasto. Docieramy do miejscowości Cernavoda i wbijamy na zwykłą drogę a tam MEGA korek w stronę Bukaresztu. Omijamy go jak możemy, wyprzedzamy chowamy się itd. Nie wzieliśmy pod uwagę tego że z nad morza ruszamy w niedzielę tak jak połowa Bukaresztu i okolic. Nic to jedziemy. Zatrzymujemy się bo Michałowi dziwnie kufry latają i w ogóle moto wydaje się lekko krzywe. Okazało się że wykręciła się z ramy taka tuleja w którą wkręca się śruba podtrzymująca tylny stelaż do którego są doczepione siedzenie błotnik itp. Wszystko bujało się niemiłosiernie. Znajdź w niedzielę na wsi w Rumunii nakrętkę drobnozwojową ale gdy w ekipie jest Polakko to nawet można kapitalkę na poboczu zrobić, hehe, szacun.Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Dwie godziny i gotowe jedziemy dalej na jakimś ślimaku drogowym zobaczyliśmy że za kilka kilometrów pada deszcz znaczy pompa wielka jest. Chłopaki natychmiast się zatrzymują na poboczu i wyciągają przeciwdeszczowe kombiki osobiście przy 34 stopniach nie zamierzałem zakładać ochrony. Przez następne kilka minut jechaliśmy w lekkim deszczu a po jebutnej pompie ślad zaginął i znowu przystanek aby zdjąć kombiki ale miałem ubaw a czas nas gonił. Potem już dzida autostradą do Bukaresztu i ta zasrana obwodnica, szutry z 500m skróciły się do 50m takie tempo mają . Obwodnicą jechaliśmy już po ciemaku. Przy wyprzedzaniu TIR-a na jakimś torowisku ostatecznie pożegnałem się z lusterkiem. Pod osłoną nocy jechaliśmy jeszcze ok. 300km i gdzieś za Sibiu rozglądaliśmy się za skrawkiem trawnika przy stacji paliw aby móc się kimnąć parę godzin. W poszukiwaniach tych przejechaliśmy jeszcze dobre 50 km. Michał zasnął na kostce przed stacją paliw a ja z Krzyśkiem znaleźliśmy wiatkę ze stolikami i krzesłami przy barze obsługa powiedziała „no problem” więc usiedliśmy i zasnęliśmy po jakimś czasie do naszej sypialni dotarł Michał.
Obrazek
Obrazek
Dzień 5 (09.07.2012)
Po przebudzeniu było już widno i chłodno więc mycie twarzy kibelek poranne espresso w barze i drogą nr 7 w kierunku Arad-u. Krajowa „siódemka” to nieustanne sznury TIR-ów i walka z nimi a wszystko to na górskich drogach z zakrętami niezła zabawa. Jest Arad, Michał dosypia w cieniu drzewa ale przy 38 stopniach marny to odpoczynek. Tu dzwonię do pracy że nie dam rady przyjść we wtorek do pracy.Obrazek
Jedziemy żegnamy się z Rumunią kierunek Szeged potem Budapeszt. Następnie jazda głównie jazda kierunek Bratysława odpoczynek, tankowanie i dalej jazda.
Obrazek
Brno przywitało nas burzą widać ją było z daleka czyli postój na stacji paliw od rodaków i nie tylko dowiadujemy się że za Brnem wszędzie pada albo leje.
Obrazek
Chwilę jeszcze pokręciliśmy się po stacji i ruszamy ustalając że jak by coś to się zatrzymujemy . Opady były bardzo małe zanikające więc jechaliśmy dalej.Około 2 w nocy podejmujemy decyzję że nocujemy do świtu i wypoczęci na spokojnie sobie dojedziemy do domu. Jak uradzili tak zrobili, Michał znalazł zajebistą miejscówkę nie na ziemi, zjedzone, przepalone kładziemy się spać.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Dzień 6 (10.07.2012 nie planowany)
Budzimy się kij wie o której nikogo to nie obchodzi i wypoczęci ruszamy dalej a że to już bardzo luźny dzień po kilkudziesięciu kilometrach zatrzymujemy się na śniadanie u wujka Rolanda siadamy w rogu z dala od reszty klientów świadomi odoru jaki wydzielamy, hehe w końcu niech zaczną szczęśliwie dzień. Następny przystanek już po polskiej stronie w Raciborzu tankowanie , napoje na ojczystej ziemi. Do Opola dotarliśmy przed 14.00 na stacji papieros uściski pożegnalne podziękowania i każdy w swoją stronę.
Obrazek
Koniec przygody.
W przygodzie udział wzięli wg. wagi:
1. Krzysztof vel Polakko VFR Rc 36 1i1/2
2. Michał VFR Rc 36 II
3. ja czyli Puzon VFR Rc 46

Daty na fotkach nie chronologiczne bo nie było czasu ustawiać.
https://www.facebook.com/motobajkal/

Jest nas tylu i każdy ma prawo do własnego stylu.

Awatar użytkownika
szajbus-op
Posty: 187
Rejestracja: 03 października 2012, 20:35

Postautor: szajbus-op » 04 kwietnia 2013, 07:26

Lubie to !

GMK Extreme
Posty: 204
Rejestracja: 10 października 2012, 11:16

Postautor: GMK Extreme » 04 kwietnia 2013, 08:07

fajna relacja :D
GMK-EXTREME
TEL. 792322182
https://www.facebook.com/Gmk-Extreme-Ga ... 335785701/" onclick="window.open(this.href);return false;

http://www.gmkextreme.pl/

http://www.boatservices.pl/

Awatar użytkownika
Jekke
Posty: 273
Rejestracja: 05 maja 2012, 23:19
Lokalizacja: Opole

Postautor: Jekke » 04 kwietnia 2013, 09:18

no chłopaki, zajebista historia, zajebista trasa, Rumunia jest w pytę, tak jak pisłałem w innym wątku, warto tam być, bo niedługo się zrobi jak w Chorwacji
Homo homini

Awatar użytkownika
Mort
Posty: 161
Rejestracja: 10 lipca 2012, 16:44
Lokalizacja: Opole

Postautor: Mort » 04 kwietnia 2013, 11:25

Jednym słowem Rewelacja

Marjanek
Posty: 55
Rejestracja: 18 sierpnia 2012, 18:01
Lokalizacja: Nysa

Postautor: Marjanek » 04 kwietnia 2013, 16:23

Ja to pindole ! Jakie winkle tam w górach !! :shock:
Mega !
Ale się tylko wkur... zdenerwowałem, bo naoglądałem się waszej wyprawy, napaliłem się na jazdę, ale... jak podszedłem do okna to tak jakbym dostał mokrą ścierą w pysk :( :P
ZIMO WY....JDŹ! :roll:

Awatar użytkownika
Rafal600
Posty: 203
Rejestracja: 30 czerwca 2012, 16:53
Lokalizacja: Lewin Brzeski

Postautor: Rafal600 » 04 kwietnia 2013, 18:13

Zajebista wyprawa, poki co jednym z moich marzen jest sie w taka wybrac, bardzo fajnie wszystko opisane, przyjemnie sie czyta :)
"Niebezpieczna gra, która nie zna słowa strach, tak!
To tylko chwila, czysta adrenalina..
dziś zamiast krwi ona płynie w moich żyłach"

Awatar użytkownika
mishieck
Posty: 97
Rejestracja: 10 maja 2007, 20:05
Lokalizacja: Opole

Postautor: mishieck » 04 kwietnia 2013, 19:34

Transalpina widzę już cała w asfalcie. Jeszcze rok wcześniej była szutrowa :D

Transfogarska wg Jeremy Clarksona została uznana za najlepszą górską trasę na świecie (polecam - fajny odcinek Top Gear).

Awatar użytkownika
Puzon
Posty: 263
Rejestracja: 17 września 2009, 11:59
Lokalizacja: Szczedrzyk

Postautor: Puzon » 04 kwietnia 2013, 20:33

Cieszy mnie że się podoba. Średnia dzienna wyszła około 650km ogólnie trasa nie przekroczyła 4kkm. Trafiliśmy w bardzo gorący termin czasami termometry pokazywały 42* w cieniu. Raj dla ludzi dających po winklach bo jest tam ich nie setki a tysiące tylko trochę bagaże przeszkadzają no i nie jeden by się zdziwił jak słabnie moto na wysokościach pow. 2000m npm. Ale uślizgi tylnego koła na krowich gównach bezcenne.
https://www.facebook.com/motobajkal/

Jest nas tylu i każdy ma prawo do własnego stylu.

Awatar użytkownika
OLO
Posty: 75
Rejestracja: 30 września 2011, 23:15
Lokalizacja: Opole

Postautor: OLO » 03 czerwca 2013, 11:43

Zazdroszczę sam bym się wybrał tylko chętnych brak
Nie czytam bajek, bajki są okrutne!
Yamaha FZ 6 > Yamaha FZ 1


kuchnie Ruda Śląska

Wróć do „KOCHANY PAMIĘTNICZKU...”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika