...tak mnie jakoś natchnęło po lekturze postu "Zasady bezpiecznej jazdy motocyklem w grupie"
Mam nadzieję, że inni też się pochwalą
Zlot "Czachowisko" - Ludwikowice Kłodzkie
Strasznie się uparłam żeby jechać na ten zlot samodzielnie mimo, że miałam za sobą tylko 4-5 godzin spędzonych na motocyklu jako kierowca (w tym 4 godz. to kurs na prawko). Jedni powiedzą, że to odwaga inni, że głupota, w każdym bądź razie przeżyłam.
Pogoda była niezbyt ciekawa, bo to dopiero wiosna była, wiało przeokropnie. Wsiadam ja na ten mój malutki motocykl a nogi mi się trzęsą niemiłosiernie, ze strachu nie u miałam wbić biegu, potem moto mi zgasło i wymiękłam, chciałam na plecaczek, ale było już za późno. Chłopaki się na mnie wkurzyli i sobie pojechali. Nie miałam wyjścia, przecież nie zrobię z siebie idiotki, pojechałam za nimi. Najpierw widziałam ich plecy, potem zamienili się w małe czarne punkciki a potem i te punkciki zniknęły. Od czasu do czasu punkciki zatrzymywały się gdzieś na poboczu i czekały aż dojadę i gdy tylko zbliżałam się z myślą, że chwilkę odpocznę, oni wsiadali na swoje maszyny i dawali dyla. Podobno największa przyjemność jest w tym by gonić króliczka a nie by go złapać, ale po kilku razach zaczęło mnie to wkur****. No nic, pyrkam tak sobie 50-70km/h w zależności jak mocno wieje, a ten wiatr mnie strasznie do rowu chce wepchać, ale walczę z nim jak lwica i się nie dałam (dodam, że mój motocykl ważył 130kg+ja ok 55=bardzo, bardzo mało), w dodatku wiatr miał sprzymierzeńców w postaci ciężarówek, autobusów i innych dużych obiektów nadjeżdżających z przeciwnej strony. Potem zaczął padać deszcz i jakiś wredny tir wychlapał całą wielką kałużę z jezdni wprost na mnie. Nic nie widziałam, bo szybka zafajdana a tu zakręt za zakrętem (bo to góry przecież) bałam się puścić kierownicę żeby tą szybkę przetrzeć. Odpuszczę sobie resztę trasy i moją walkę z zakrętami, bo zaczynam przynudzać. W każdym razie, gdy dotarłam na miejsce, tak się telepałam (do tej pory nie wiem czy bardziej ze strachu czy z zimna), że nie umiałam zsiąść z motocykla. Ale jaka byłam z siebie dumna tyle kilometrów, w takich warunkach, po górach i żadnej gleby A chłopcy wiedzieli, że to mój pierwszy raz i wcale się na mnie nie złościli, że tak powoli jechałam. Za to w drodze powrotnej zgubiłam namiot, ale to już nie moja wina, tylko tego co ten namiot na moim motocyklu montował.
Amen